Działo się to przed laty, kiedy naszych pradziadków jeszcze na świecie nie było. Mieszkańcy podkarpackich wsi żyli spokojnie, od niedzieli do niedzieli, podczas której w końcu mogli odpocząć od codziennego znoju i trudu. Niedziela, dzień święty: trzeba było wyciągnąć kościołową koszulę i udać się na mszę. Ale nie wszyscy mieli do kościoła blisko, wiele osób musiało pokonać długą drogę. Wiadomo też, że tam, gdzie kościoła nie ma, rządzą czarty i kuszą ludzi do złego. Tak było z mieszkańcami wsi Cieklin, którzy postanowili sprzeciwić się czarciej mocy i wybudować kościół, który chroniłby ich od złego. W budowę zaangażowali się wszyscy mieszkańcy, zebrali drewno, kamienie, a srebrne dzwony przyjechały z Przemyśla. Ponoć były tak ciężkie, że do ich przewiezienia trzeba było zaprzęgnąć osiem par koni! Gdy budowla była już na ukończeniu, diabli powzięli decyzję, że trzeba ją zniszczyć, bo inaczej marny będzie ich los. Wybrali najsilniejszego, którego zadaniem było zrzucenie na kościół ogromnego głazu. Diabeł ciemną nocą zabrał się za robotę, kamień był ciężki, więc lecieć musiał bardzo powoli. Już prawie dolatywał do świątyni, kiedy zaczęło wschodzić słońce i zapiał kur. Diabeł stracił swą piekielną moc i upuścił kamień na ziemię - na miejsce, w którym stoi on do dziś. Mieszkańcy Cieklina dokończyli budowę kościoła, a okoliczne czarty musiały znaleźć inne lokum, kto wie, gdzie się schowały...
Kamień ten można obejrzeć wędrując czarnym szlakiem prowadzącym z Folusza. Dojście pod monumentalną pamiątkę dawnych czasów zajmuje około pół godziny i wiedzie głównie leśną ścieżką, wzdłuż potoku Kłopotnica. Nie jest to wymagający szlak, jego przejście może być zatem dobrym pomysłem na popołudniowy spacer z dziećmi. Na miejscu znajdziemy nie tylko sam Diabli Kamień, ale także mniejsze fragmenty, które odpadły ze skały, kiedy ta, upuszczona przez diabła, huknęła o ziemię. Mają one także swoje nazwy: Diabli Mur, Jędza, czy Baba Jaga. Diabli Kamień jest jednak z tej grupy najwyższy – sięga ponad 10 metrów wysokości! Obecnie zabronione jest wspinanie się na skały, ale każdą można obejść i obejrzeć z bliska. Bardziej uważni obserwatorzy mogą nawet zauważyć ślady czarcich pazurów.
Warto też wspomnieć, że ten pomnik przyrody nieożywionej znajduje się na terenie Magurskiego Parku Narodowego, którego celem jest przede wszystkim ochrona unikatowego w skali Karpat obszaru przejściowego pomiędzy Karpatami Zachodnimi a Wschodnimi. Park ten jest jednym z najmłodszych, powstał dopiero 1995 roku.