Wędrowanie bez plecaka - dzień piąty w podróży

Zdynia - Rotunda - Kozie Żebro - Hańczowa

Tekst: Mirosław Kłopotowski i Gosia Kawka, Fotografie: Gosia Kawka

 

                Nabraliśmy wprawy i złapaliśmy swój rytm podróżowania. Ale nie ma się co dziwić, to już piąty, przedostatni dzień naszej wędrówki po Beskidzie Niskim. Powoli czujemy zbliżający się koniec wyprawy, ale staramy się o tym nie myśleć, tym bardziej, że przed nami jeszcze tak wiele ciekawych miejsc do zobaczenia.

                Rozpoczynamy od zwiedzenia Cerkwi pw. Opieki Matki Bożej w Zdyni. Podobnie, jak wcześniejsze obiekty sakralne, tak i ten znajduje się na Szlaku Architektury Drewnianej Województwa Małopolskiego. Szlak ten jest jednym z wielu produktów turystycznych tworzących ofertę tego regionu, jak i Markę Carpathia. Wyróżnia ona prawdziwe, karpackie produkty i usługi oparte m.in na bogatym dziedzictwie kulturowym. Każda nowa oferta przyczynia się do realizacji misji Carpathii: "Zapewnić przestrzeń i warunki do refleksji/namysłu nad życiem i poznaniem samego siebie”. Podpisujemy się pod tymi słowami. 3xTAK. Dodatkowo odpowiednia infrastruktura turystyczna i sprawnie zorganizowana logistyka w ramach "Wędrowania bez plecaka" pozwalają nam skupić się jedynie na otaczającej przyrodzie i kulturze.

                Czerwony Szlak Beskidzki im. Kazimierza Sosnowskiego zaprowadził nas do Rotundy. Wzniesienie, na szczycie którego znajduje się charakterystyczny cmentarz wojenny nr 51 z I wojny światowej. Miejsce wyjątkowe. Nad naszymi głowami górowały drewniane krzyże wykonane w stylu łemkowskim. Po raz kolejny góry łączą się z ludzkim losem splatając się na wieki, jak w przypadku poległych żołnierzy wojsk rosyjskich i austro-węgierskich. Po zejściu, u stóp góry odwiedziliśmy bazę namiotową prowadzoną przez Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich w Warszawie. Uzupełniliśmy zapasy wody z pobliskiego źródełka. Sprawdziliśmy raz jeszcze trasę na mapie, korzystając z doświadczeń i podpowiedzi jednego z obozowiczów. Po czym nasz wzrok padł na Kozie Żebro: ”No to Idziemy”.

                Zapowiadało się ostro pod górę. I faktycznie, ten szczyt był najbardziej wymagającym spośród wszystkich, jakie zaliczyliśmy w Beskidzie Niskim – choć ze względu na czas podejścia, nie wydawał się on taki niski. Nazwa najprawdopodobniej powstała, gdy austriaccy kartografowie znaleźli na szczycie szkielet sarny, potocznie zwanej w tym rejonie kozą. Widoki z wierzchołka wspaniałe. Napawaliśmy się nimi jak prawdziwi zdobywcy. Wiem, że może się to wydawać śmieszne, zwłaszcza komuś kto przemierza naprawdę wysokie góry, ale tak! Wtedy to był dla nas nie lada wyczyn.

                Z Hańczowej odebrała nas Ania Szpila ze „Szpilkowa”, naszego kolejnego noclegu. A gdy dzień zwieńczył piękny zachód słońca, delektowaliśmy się przysłowiowym „tu i teraz”. W niepamięć odeszło zmęczenie. Po przebytych dotychczas kilkudziesięciu kilometrach stwierdzamy, że niejednokrotnie bogactwo Beskidu pozytywnie nas zaskakiwało. Nawet mimo dobrze zaplanowanych tras. Z jednej strony nieznajomość terenu może okazać się przeszkodą, ale z drugiej daje przestrzeń do swobodnego eksplorowania. Lubimy taką przestrzeń.

 

Wideorelacja na naszym profilu na Facebooku:  https://www.facebook.com/VisitCarpathia/videos/557797134706845/