Wędrowanie bez plecaka - dzień czwarty w podróży

Gładyszów - Czarne - Zdynia

Tekst: Mirosław Kłopotowski i Gosia Kawka, Fotografie: Gosia Kawka

 

                Słoneczny, ciepły z wyjątkowym klimatem - taki był najpiękniejszy poranek w dotychczasowej "Wędrówce bez plecaka", który zastał nas w Gładyszowie u Państwa Danuty i Jana Dziubyna, właścicieli Dziubyniłki - Łemkowskiej Zagrody Edukacyjnej. Wyjątkowi mieszkańcy i wyjątkowe miejsce na mapie Beskidu Niskiego.

                Przed zwiedzaniem Zagrody Pan Jan przywitał nas w języku łemkowskim, opowiedział krótko historię swojej działalności, a następnie otworzył skrzypiące, drewniane drzwi do chyży. Za nimi krył się magiczny świat tradycji, historii i obyczajów panujących w tym regionie. Zwiedzając Dziubyniłkę wszystkimi zmysłami poczujecie, że jest to tzw. "żywe muzeum". Tam nie ma zawieszek z napisem "nie dotykać". Wręcz przeciwnie! Każde urządzenie jest sprawne i dzięki temu możemy zobaczyć na własne oczy i poczuć we własnych dłoniach, jak wyglądało życie na Łemkowynie. Imponujące zbiory, jakie na przestrzeni lat trafiły do Zagrody i niebywała wiedza właścicieli, pozwalają na organizowanie licznych warsztatów: obróbki lnu i kręcenia powrozu, "bicia" oleju, obróbki zboża czy wykonywania gontów i łyżek. Dla grup odwiedzających Dziubyniłkę (minimum 5 osób) proponowane są również degustacje potraw łemkowskich. Opuszczając Gładyszów, zwiedziliśmy drewnianą Cerkiew greckokatolicką Wniebowstąpienia Pańskiego, po czym udaliśmy się do Czarnego - wsi, której nie ma.

                Wysiedlenia ludności łemkowskiej w ramach akcji "Wisła" sprawiły, że miejscowości, jak Radocyna, Lipna czy Czarne, zniknęły z krajobrazu Beskidu Niskiego. Dziś to rozległa dolina z dwoma cmentarzami, krzyżami przydrożnymi i dzikimi sadami. Wspomnienia o dawnych czasach przywołują zarośnięte podmurówki oraz  "Drzwi do domu, którego nie ma". Warto przytoczyć słowa, będące mottem tej artystycznej formy upamiętnienia nieistniejącej już wsi "Czas nagli wędrowcze. O wspomnienia proszą. Przekrocz próg domu, którego może i nie ma. Czuj się zaproszony". W ciszy i zadumie nad ludzkim losem wędrowaliśmy dalej...

                Z tego stanu obudził nas widok niewielkiego domu. Podchodząc bliżej, naszym oczom ukazała się tabliczka "Warsztaty ceramiczne". Od razu postanowiliśmy wejść do środka i zobaczyć miejsce, gdzie glina na kręcącym się kole i rozgrzany piec, wyznaczają rytm dnia. Dookoła chaty niczym rusztowania, rozstawione były drabiny, a na nich dechy, wypełnione po brzegi oryginalną ceramiką. Poznaliśmy właściciela i zamieniliśmy kilka serdecznych zdań. Na pamiątkę spotkania zakupiliśmy niewielką, błękitną miseczkę. Do dziś przypomina nam o energii tego miejsca, do którego chcielibyśmy wrócić, aby własnymi dłońmi nadać glinie nowy kształt, nową funkcję, nowe życie.

                Krok za krokiem, kilometr za kilometrem nasz bagaż stawał się coraz większy. Bagaż doświadczeń, rzecz jasna. A faktycznie nosiliśmy ze sobą kilka niezbędnych rzeczy: woda, prowiant, kurtka w razie niepogody. Cała reszta w czasie naszego marszu jest przewożona przez kolejnych właścicieli noclegów z punktu do punktu. Tak działa "Wędrowanie bez plecaka" - system turystyczny, który stwarza warunki do lepszego poznania Beskidu Niskiego: nieodkrytego, pełnego niespodzianek i tajemnic regionu, w którym odnaleźliśmy ciszę i wewnętrzny spokój. Wy też możecie...

 

Wideorelacja na naszym profilu na Facebooku: https://www.facebook.com/VisitCarpathia/videos/2230845946976808/